piątek, 13 maja 2011

ROZMOWY O ZMIERZCHU 5

I CIĄGLE SOBIE ZADAJĘ PYTANIE...

... czy to jest miłość, czy to pożądanie? Oto odwieczny dylemat: jak rozpoznać miłość?!

Niejeden w tym miejscu wzruszy ramionami i uśmiechnie się kpiąco. Co ten facet gada? Dwoje się umawia, spotyka, idzie w plener, do kawiarni, na chatę, gdzie raz-dwa „robi miłość” i po krzyku. Co tu jest do rozpoznawania? „Czego się boisz głupia?” śpiewano w jednym z wrocławskich (o ile dobrze pamiętam) kabaretów wiele lat temu. No właśnie – czego tu się bać? Miłości? Jeśli partnerka/partner chce, to przecież w myśl zasady, że największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz, nie istnieje żaden problem i nie ma się nad czym rozwodzić.


My jednak porozmawiamy dzisiaj o innej miłości, o tej przez duże „M”, o której mówi się często wstydliwie i przyciszonym głosem; o tej wewnętrznej, intymnej, najbardziej prywatnej ze wszystkiego, co się nam przydarza w życiu; o tej, której nie oddalibyśmy za żadne skarby świata; o tej, co czyni w naszym życiu cuda, o jakich nie śniło się żadnym fizjologom, socjologom, psychologom, filozofom i różnym innym mądralom. O tej mocy, która jest najpotężniejszą siłą w universum – o twórczej i życiodajnej potędze miłości.

Jak to jest – pisze Brian Hines w książce „Życie jest sprawiedliwe”, że jednego dnia świat wydaje nam się mroczny i przygnębiający, zaś nazajutrz nasze życie wypełnia się blaskiem i lekkością? Cóż się zmieniło? Naturalnie nie świat, lecz nasze nań spojrzenie. Coś się nagle stało, co w ułamku sekundy odwróciło nam życie o 1800. Przypływ miłości rozjaśnił naszą świadomość o wiele skuteczniej i lepiej niż słońce wychylające się spoza obłoku, które zalewa światłem ponury krajobraz. Nie ma znaczenia jaki jest obiekt naszego uczucia – kobieta, mężczyzna, pies lub kot, nowonarodzone dziecko, może nawet uwierzenie w coś lub pomysł – miłość w jakiś przedziwny sposób odmienia nasze wewnętrzne widzenie, nawet i wtedy, gdy większość naszych zewnętrznych warunków pozostaje niezmieniona.

Mój samochód nadal nie chce odpalić. Jestem w takich długach jak nigdy dotąd. Mój szef ciągle mówi, że wywali mnie z pracy, jeżeli w najbliższych dniach sprawy nie zaczną iść lepiej. Chociaż dotąd bardzo przejmowałem się tymi problemami, teraz ledwo mnie one obchodzą – ponieważ dziś jestem zakochany i ze światem jest wszystko w porządku. Czyż to nie zadziwiające,

że coś tak niematerialnego, czego nawet nie potrafimy z grubsza zdefiniować – a co dopiero mówić o możliwości dotknięcia palcem lub ujrzenia pod mikroskopem – posiada tak niesamowitą siłę? A mimo to, ziemska miłość uwalnia nas tylko częściowo z więzienia egzystencji napędzanej obawą i egotyzmem – tą miłością, która uwalnia nas kompletnie, jest zjednoczenie z duchem.

Kabir (XV-wieczny mistyk) nawołuje, abyśmy kultywowali miłość i oddanie w swoich sercach, bo bez miłości życie jest jak sucha skorupa. Inni mistycy od zarania dziejów aż do dziś mówią, że miłość roztapia wszelkie granice i restrykcje, które nakładamy na życie. Miłość jest najpotężniejszą mocą w Stworzeniu. Bez miłości życie jest jałowe, bezwartościowe i bez żadnego sensu. Człowiekowi pozbawionemu miłości pałac będzie wydawał się ponury i straszny jak grób, zaś kurna chata będzie piękna jak pałac, gdy rozświetli ją miłość. Miłość jest najcenniejszym ze wszystkich skarbów. Bez niej nie ma niczego, a gdy jest ona, jest wszystko.

Zakochując się w kimś, nieustannie za tym kimś biegasz. Któż z nas nie wystawał godzinami pod oknem ukochanej, nie bacząc na mróz, śnieżną zadymkę lub deszcz lejący się za kołnierz, z czego w dawnych czasach zrodziła się piosenka: „Ja pod twoim oknem trzy godziny mokłem, z góry na mnie padał deszcz; i buty przemoknięte i ubranie zmięte – czy ty miła o tym wiesz?” – jedynie po to, żeby od czasu do czasu zobaczyć przelotnie JEJ cień na zasłonie? Jak to się dzieje, że się zakochujesz? Ludzie mówią: "Ja nie wiem, po prostu się zakochałem" – nigdy nie wiemy, dlaczego zakochaliśmy się; jak się to stało mimo, że tego ani nie planowaliśmy, ani nie przewidywaliśmy. Dla zakochanego zupełnie naturalną sprawą jest bieganie, uganianie się za obiektem miłości i nie ma w tym żadnych starań z jego strony; przychodzi mu bez wysiłku, bez jego udziału zarówno sam fakt zakochania się, jak i ciągłe pragnienie bycia z osobą kochaną. Jest w nim coś, co popycha go, skłania, zmusza do kochania tej osoby. Zakochany stwierdza, że jest ubezwłasnowolniony w miłości i przez miłość, i to „coś” w nim gna, pędzi go w stronę obiektu miłości. Czy zatem to „my” to robimy? Jeśli sobie przypisujesz uganianie się za obiektem miłości, to jesteś w wielkim błędzie. Gdyby nie miłość w tobie, to nigdy byś się za tym obiektem nie uganiał.

Według ogólnie panującej koncepcji miłości, to ta druga osoba powinna utracić swą tożsamość i stać się nami. Zazwyczaj chcemy, aby to właśnie ta druga osoba pozbyła się swojego „ja”, zaczęła tańczyć po naszemu i dążyła do zjednoczenia. Coś takiego absolutnie nie jest miłością. Miłość to zatracenie swojej tożsamości i zjednoczenie się z drugą istotą. W miłości nie ma instynktu brania i posiadania, lecz instynkt dawania i poddania. Miłość jest utratą swojej indywidualności i stawaniem się drugim człowiekiem. To jest miłość. Z ego nie pozostaje nic. Podczas utraty ego, pozbywania się swojej tożsamości i stawania się drugą istotą, „ja” przestaje istnieć, a tylko ta druga istota istnieje. Pragnienie pozbycia się „siebie” i zjednoczenia się, stania się drugą istotą – oto jest miłość. W miłości nie ma takich słów jak „powinno być”, „musi być”, „trzeba”. Miłość jest czymś nieodpartym, co po prostu jest, a nie czymś, co można by kalkulować, nad czym można by się zastanawiać lub próbować zdobywać. Jest czymś, co czyni cię pokornym i bezradnym, a ta pokora i bezradność pomagają w pozbywaniu się swojego „ja”.

Kochać kogoś oznacza dawać siebie bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Dawanie siebie, poddawanie siebie, rezygnacja z siebie na rzecz drugiej istoty, to utrata swojej tożsamości i indywidualności po to, aby włączyć się w drugą istotę na poziomie duchowym. Nie mamy żadnych oczekiwań. Oczekiwania zjawiają się tylko wtedy, gdy jest poczucie siebie, tzn. że „ja” istnieje i „ja” chce czegoś. Lecz jeśli „ja” nie istnieje, jeśli „mnie” nie ma, czegóż „ja” mogę chcieć?! W miłości „mnie” nie ma, nie istnieję. Tracę po prostu siebie, poddaję siebie, wyrzekam się siebie na rzecz woli tej drugiej istoty. Nie ma więc mowy o oczekiwaniach i poczuciu zawodu. Im więcej dajemy, tym bardziej rośnie miłość – im bardziej zatracamy siebie, tym bardziej stajemy się drugą istotą. „Dwa jednym się stają” – mówi Mirdad.

Mamy wyrwać, wykorzenić ego za pomocą miłości. Tam gdzie jest ego, nie ma miłości, a tam gdzie jest miłość nie może być ego. Tylko ten, kto może zatracić i zapomnieć „siebie” jest prawdziwym kochającym. Dlatego powinniśmy mieć otwartą duszę, otwarty umysł i otwarte serce. Szeroko i dla każdego, bo każdy potrzebuje miłości, a niektórzy potrzebują jej więcej. Im więcej jej dajemy, tym bardziej ona rośnie. Jeżeli nie będziemy promieniować miłością z wewnątrz siebie, to nie będziemy w stanie przyciągnąć żadnej miłości z zewnątrz, od kogoś drugiego – nie będziemy mogli jej wchłonąć i strawić. Bo tam gdzie jest ego i egoizm, tam nie ma miejsca dla miłości.

Złoto oczyszcza się w ogniu. Podobnie miłość, która jest niczym innym jak darem od Boga – jest boskim ogniem, który wypala wszystkie nasze nieczystości, czyniąc z nas szczere złoto, klejnot pierwszej wody i wtedy wszystko co w nas najlepsze, samo wypływa na wierzch jak śmietanka na mleku. „Miłość jest ślepa, bo żadnych nie widzi błędów u osoby kochanej. Ten rodzaj ślepoty najwyższym jest widzeniem. Bądźmy więc zawsze tak ślepi, aby nie dostrzegać błędów w niczym. Czyste i świdrujące jest oko miłości, dlatego żadnego błędu nie widzi. Gdy miłość oczyści nasz wzrok, nie dostrzegamy niczego, co nie byłoby godne miłości. Jedynie odarte z miłości, pełne błędów oko, zawsze jest zajęte wyszukiwaniem błędów. Jakich by błędów nie znalazło, są one zawsze jego własnymi błędami” – powiada Mirdad. I dalej mówi: „Miłość nie zna granic, ni krat. Miłość, której bieg powstrzymuje jakakolwiek przeszkoda, nie jest jeszcze godna imienia Miłości”.

Miłość jest czystym sentymentem, szlachetnym i wzniosłym. Legalny związek pomiędzy mężczyzną a kobietą, w którym nade wszystko królować powinna ta prawdziwa miłość przez duże „M”, ma również na celu rozmnażanie gatunku i istnieją w nim odpowiednie warunki do zaspokajania naturalnego instynktu w rozsądnych granicach. Inaczej mówiąc, są w nim szanse na pogodzenie, na harmonijne połączenie miłości z pożądaniem. Nie jest po to, aby w niepohamowany sposób folgować zwierzęcym chuciom, odrzucając wszelkie zasady zdrowotne i całą przyzwoitość. Czym jest i jak się zazwyczaj kończy związek oparty nie na miłości, lecz na pożądaniu, posiadaniu i przywiązaniu, wszyscy dobrze wiemy.

Miłość a pożądanie to dwie bardzo różne rzeczy. Miłość wynosi człowieka, zaś pożądanie ciągnie go w dół. Miłość jest lekka, żądza jest ciężka. W miłości jest zjednoczenie i radość, w pożądaniu kryje się cierpienie i żal. Miłość jest ekspresją duszy, żądza jest niskim nienasyceniem zmysłów. W miłości jest spokój i jasność, w żądzy jest podniecenie i oszołomienie. Miłość jest darem od Boga, pożądanie jest narzędziem niskich i mrocznych sił, które pomagają człowiekowi upadać ciągle i ciągle od nowa. Miłość prowadzi do wolności, żądza niewoli i wikła. Miłość jest boska, żądza jest diabelska.

Zbytnie folgowanie sobie, jedynie gwoli zaspokojenia zmysłowych pragnień lub sportowego „zaliczania sztuk”, jest wynikiem żądzy i grzeszeniem przeciwko samemu/samej sobie – jest działaniem na swoją szkodę, bo nieustannie dolewając oliwy do ognia, wpadamy w końcu w seksualną obsesję i krzywdzimy siebie, swoje ciało, umysł i psychikę, a nade wszystko duszę. Miłość jest zjednoczeniem umysłu i duszy, a nie gratyfikacją potrzeb ciała. Żądza ściąga nas w dół, skupiając nasze myśli w niższych centrach, a przecież nam powinno zależeć, aby cała nasza uwaga przeszła do wyższych, a zwłaszcza, żeby wróciła do centrum między oczami. To miejsce jest prawdziwym siedliskiem świadomości i jak najczęstsze przebywanie uwagi właśnie w tym centrum czyni nas CZŁOWIEKIEM – myślącym człowiekiem, który ma nawet szanse, aby stać się uduchowionym człowiekiem. Im częściej i dłużej przebywa ona w niższych centrach, a zwłaszcza w centrum prokreacyjnym, niewiele się różnimy od naszych zwierzęcych współbraci.

Miłości trzeba doświadczać. Jeden z mistyków podał kiedyś za przykład niemowę jedzącego chałwę. Gdy go zapytasz: "Jaki jest smak chałwy", niemowa uśmiechnie się tylko, bo nic nie będzie w stanie powiedzieć. Słowa nie mogą wyrazić miłości. Miłości trzeba doznawać, doświadczać, przechodzić przez nią – nie ma języka, który by mógł opisać miłość. Co to jest zatem ta inna Miłość przez duże „M”, o której mówią wielcy filozofowie i mistycy; którą często z politowaniem nazywa się „platoniczną? Mirdad podaje swoją, jakże trafną definicję: „Miłość jest Prawem Boga. Żyjecie, abyście mogli nauczyć się kochać. Kochacie, abyście mogli nauczyć się żyć. Żadnej innej lekcji nie wymaga się od Człowieka.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz