piątek, 13 maja 2011

ROZMOWY O ZMIERZCHU 10

W OBRONIE SKRZYWIONYCH ZNACZEŃ

Tak to już jest w każdej kulturze i każdym języku, że pewne pojęcia zaczynają pomału lub gwałtownie pozbywać się swoich oryginalnych znaczeń, zamieniając je na przykład z pozytywnych w negatywne. Różnice w znaczeniach występują również pomiędzy językami – dobrze znany w języku angielskim „element” (czyli pierwiastek chemiczny lub żywioł), w języku polskim oznacza fragment jakiejś większej całości, część składową jakiegoś urządzenia lub – w języku potocznym – chuliganerię albo w ogóle świat przestępczy. Anglicy i Amerykanie oraz inni Anglosasi zamiast terminu „miliard” (tysiąc milionów) mówią „bilion” (tysiąc miliardów), co naturalnie powoduje, że reszta niewtajemniczonego świata zachłystuje się podziwem dla USA i jego idącej w biliony gospodarki. Zatem, widzimy już na samym wstępie, do jakiego stopnia skrzywienie znaczenia może zaważyć na naszym widzeniu świata i różnych jego aspektów i pojęć.


Zupełnie przypadkowo (choć w istocie nie ma przypadków) znalazłem się w jednym z internetowych forów, gdzie rozgorzała burzliwa dyskusja n. t. przetłumaczonej przeze mnie i wydanej książki Johna Davidsona „Ewangelia Jezusa – w poszukiwaniu jego prawdziwych nauk”, pod wpływem pozytywnej recenzji kogoś, kto ją nabył i uważnie przeczytał. Jednakże, jak się zdaje, większość dyskutantów ograniczyła się jedynie do rzucenia okiem na tekst zapowiedzi książki w witrynie mojego wydawnictwa (Studio Wydawnicze „Za próg”), a może nawet co poniektórzy zajrzeli przelotnie do fragmentów książki. Jak mogłem przewidzieć, dyskutanci przyczepili się do terminów: gnoza, mistyczna gnoza, gnostyk, gnostycyzm oraz do wszelkich odmian deklinacyjnych mistycyzmu i terminu mistyk. Dlaczego?

Otóż wszystkie te terminy zostały dotkliwie skrzywione w ciągu dwóch tysięcy lat istnienia chrześcijaństwa, zaś w procesie tworzenia się katolickiego odłamu tej religii mistycyzm i gnostycyzm zostały wprost potępione. Zrównano je z czarną magią, okultyzmem, szamanizmem i sam Bóg wie z czym jeszcze, czyli krótko mówiąc – zrobiono z gnostyków heretyków, a ich pisma niszczono przy każdej okazji. I tu znowu możemy zapytać: Dlaczego?

Szkoda, że wspomniani dyskutanci nie przeczytali całej książki – być może wygodniej nie znać prawdy, która może być niewygodna i nie pasować do już ugruntowanych, choć jakże fałszywych poglądów? Gdyby bowiem przeczytali, poznaliby mechanizmy i procesy tworzenia się religii w ogóle oraz chrześcijaństwa w szczególności. Nie mamy tu miejsca, aby się nad tymi procesami rozwodzić, więc wystarczy tylko powiedzieć, że gnostyk = mistyk, zaś gnostycyzm to greckie słowo oznaczające mistycyzm. Mistykiem (gnostykiem) jest ktoś, kto zna gnozę (z gr. odwieczną wiedzę, czyli Sophię – jednakże gnoza ma jeszcze inne znaczenie: jest to wiedza, która się nie zmienia w miarę upływu czasu i głoszenia jej przez różnych osobników; (zob. „Tao – droga i sposób życia”; „Za próg”, 2004). Pomiędzy mistykiem a zwykłym zjadaczem chleba, jakim jest każdy urzędnik kościelny, różnica jest taka, że mistyk osobiście doświadcza wiedzy, która przychodzi do niego z wyższych regionów egzystencji via jego własne duchowo-umysłowe wnętrze, zaś tzw. duchowny wiedzę uzyskuje w wyniku nauk pobieranych w seminarium oraz rozczytywaniu się w dawnych, uznanych przez Kościół księgach wraz z objaśnieniami i komentarzami kościelnych autorytetów. Można więc powiedzieć, że wiedza pierwszego jest objawiona, a drugiego wykuta. Różnica pomiędzy wiedzą objawioną a wyuczoną polega na tym, że objawiona wiedza jest czystą prawdą, zaś wyuczona jest wyczytaną w książkach którąś z licznych wersji prawdy, ponieważ jest przez kogoś napisana, po swojemu zinterpretowana oraz opatrzona komentarzami i przypisami mającymi na celu ułatwić studentowi właściwe zrozumienie i skierować go na odpowiedni, właściwy tor myślowy. Żadne indywidualne dociekania prawdy i dyskusje nie są przewidziane i nie są dozwolone.

Zgodnie z powyższym schematem mamy zatem przybliżony obraz tego, co się działo w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Jezus był prawdziwym mistykiem i mistyczną gnozę znał w sposób bezpośredni, czyli objawiony – był przecież wcielonym Słowem. Bezpośredni uczniowie Jezusa z jego własnych ust słyszeli tę gnozę, zaś najbardziej zaawansowani otrzymywali jej część ezoteryczną, czyli tajemną głębię gnozy, której się nie nauczało gawiedzi. Jezus uczył ich metody „wchodzenia w siebie”, a co za tym idzie osobistej weryfikacji tej wiedzy, którą im słownie przekazywał. Jak wiemy (zob. moją książkę „Maria Magdalena – mit odkłamany”, „Za próg”, 2009), tych zaawansowanych było niewiele: Maria Magdalena, Tomasz (bliźniaczy brat Jezusa), Jakub, starszy brat Jezusa, Jan i Filip. Resztę tzw. apostołów trudno nazwać mistykami, czego dowodem jest szereg pism apokryficznych omawianych we wspomnianej książce, które to twierdzenie udowadniają. Pozbawieni osobistych, wewnętrznych, duchowych doświadczeń i doznań, posiadali jedynie ten wycinek gnozy, którą byli w stanie pojąć tu, na tym fizycznym poziomie, jednakże to oni właśnie – wraz z Pawłem – stali się najbardziej aktywni w tworzeniu coraz większych grup wyznawców i kultu zmarłego Jezusa, a następnie Marii. Oprócz Ewangelii Jana, pozostałe trzy ewangelie synoptyczne zostały spisane na podstawie ich (Mateusza, Łukasza i Marka) zapisków, z tym jednak, że o ile Mateusz prawdopodobnie był bezpośrednim uczniem Jezusa, to jednak Łukasz był lekarzem i literatem działającym z Pawłem, zaś Marek nigdy nie był w Jerozolimie, a swoją ewangelię napisał w Rzymie „ku pokrzepieniu serc” żyjących tam pierwszych grup żydowskich chrześcijan.

W odróżnieniu od trzech ewangelii synoptycznych, Ewangelia Jana została napisana na podstawie zapisków Jana i prawdopodobnie Marii Magdaleny, czyli najbardziej zaawansowanych i najbliższych uczniów Jezusa. Jest ona najbardziej mistyczna, bo przedstawia duchowe prawdy z pierwszej ręki, zaś – jak zgodnie twierdzą wszyscy uczeni – zarówno wszystkie wątki fabularne, opisy cudów, jak i dwa ostatnie rozdziały, zostały dopisane znacznie później przez świątobliwych redaktorów Pisma.

Równolegle do oficjalnych ewangelii lub nawet wcześniej powstały pisma zaliczane obecnie przez Kościół do apokryfów, zaś w czasach od wieku III do końca pierwszego tysiąclecia, po prostu do gatunku heretyckiego, zaciekle tępionego zwłaszcza za panowania cesarza Konstantyna. Tymi gnostyckimi pismami były: Ewangelia Tomasza, Filipa, Ewangelia Świętych Dwunastu, Ewangelia Marii Magdaleny oraz wszelkiego rodzaju Dzieje. Do najpoważniejszych należą Pistis Sophia, Sophia Jezusa Chrystusa i Dialog ze Zbawicielem. Te ostatnie trzy obszerne pisma są pośmiertnymi dialogami Jezusa z zaawansowanymi uczniami, przed którymi ujawnia najskrytsze tajemnice Stworzenia.

Żaden prawdziwy mistyk nie jest zainteresowany tworzeniem religii (szczegółowe wyjaśnienie mamy we wspomnianej książce Davidsona), lecz zwykli ludzie są tak zafascynowani nowatorskimi naukami, że od razu chcą poinformować o nich wszystkich. Pierwsi chrześcijanie wcale się nie różnili od członków różnych sekt i odłamów, którzy obecnie pukają do naszych drzwi, aby nam zaoferować swoją prawdę i Boga. Jednakże trzeba im przyznać, że robili to ze szlachetnych pobudek, chcąc wyrwać swoich krewnych, znajomych i przyjaciół ze szponów coraz bardziej zrytualizowanej i zmierzającej prosto do ciemnogrodu religii judejskiej. Te szlachetne pobudki skończyły się wraz z powstaniem hierarchii kapłańskiej, która zamiast nieść „dobrą nowinę” za darmo, zaczęła sprzedawać Pana Boga za pieniądze.

Trudno się więc dziwić, że pisma gnostyckie od III w. n.e. stały się dla tej hierarchii niewygodne i niebezpieczne. Stało w nich bowiem dokładnie to, czego Jezus osobiście nauczał, a co w międzyczasie zostało bezczelnie skrzywione, a nawet odrzucone. Zniknęły wegetarianizm i abstynencja pierwszych chrześcijan, ich wiara w reinkarnację i prawo przyczyny i skutku, czyli właściwe pojmowanie grzechu. Zniknęło zalecenie ubóstwa, utrzymywania się z pracy rąk własnych, zaś podstawowych zasad etyczno-moralnych nakreślonych w Kazaniu na Górze, po prostu przestano przestrzegać – n. b. zgodnie z zasadą, że ryba psuje się od głowy, moralności najpierw przestali przestrzegać kapłani, dopiero później zaczęło się ogólne rozprężenie obyczajów.

Z drugiej strony w okresie od końca I w. do V w. n.e. tyle się natworzyło różnych szkół i szkółek „duchowych”, ile obecnie jest systemów „jogi” w ruchu Nowej Ery. Większość z tych szkół wywodziła się od uczniów apostołów, czyli spisywana wiedza pochodziła co najmniej z trzeciej lub czwartej ręki. W takiej sytuacji, a zwłaszcza wtedy, gdy nauki pochodziły od uczniów nie posiadających wstępu do wyższych regionów Stworzenia, były one już od początku skrzywione brakiem zrozumienia i subiektywnymi interpretacjami. Tych ludzi nazywamy „pseudognostykami”.

Niektórzy gnostycy posunęli się w swoich naukach do extremum, przekazując gawiedzi nawet to, czego nie powinno się mówić otwarcie. Spowodowało to dalsze zafałszowania. Jednakże największym przestępstwem w oczach Kościoła był jeden szczegół mistycznej gnozy, mówiący że tym światem rządzi Szatan jako pełnomocnik Boga. Choć jest to prawda, Kościół który już zdążył zrobić z Szatana upadłego anioła, przeciwnika Boga i uosobienie samego zła, oczywiście nie mógł strawić takiej monstrualnej herezji. Gnostyków, z których n. b. rekrutowało się wielu tzw. Ojców Kościoła, podciągnięto pod jeden mianownik i potępiono.

Kościół na szczęście zrobił jeden podstawowy błąd, mianowicie nie udało mu się skonfiskować wszystkich ksiąg i pism. Nie było jeszcze Świętej Inkwizycji ani Interpolu, zaś pisma gnostyków były rozsiane po całej Grecji, Cesarstwie Rzymskim, Egipcie i Małej Azji. Niektóre z nich uniknęły zagłady, bo zostały ukryte, m.in. w piaskach Egiptu, jak Biblioteka Naj Hammadi – wielka bryła soli w oku Kościoła, który otrzymał jedynie jej fotokopie. Wiele tych pism było w pierwszych wiekach chrześcijaństwa w zasięgu ręki, jednak zostały pogardliwie „olane” i świątobliwi edytorzy nie zajęli się ich redagowaniem na swoją modłę. Dzięki temu świat naukowy nadal posiada wiele literatury wczesnochrześcijańskiej i gnostyckiej, z której można do pewnego stopnia wyłuskać to, czego Jezus naprawdę nauczał i co – jak się okazuje – niewiele jest podobne do tego, czego naucza Kościół.

Warto dodać, że jeden z dyskutantów forum posunął się daleko w swej ignorancji, twierdząc że pisma gnostyków powstały w Małej Azji – no a przecież wiadomo, kto tam żyje. Innymi słowy dyskutant zapomniał lub nie wie, że islam zrodził się na tamtych terenach dopiero w ca 500 lat po Jezusie i początkowo, czyli dopóki nie stał się religią, był całkowicie kompatybilny z judaizmem i chrześcijaństwem. Oczywiście dlatego, że Mohammed był również mistykiem i znał prawdy objawione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz