piątek, 13 maja 2011

ROZMOWY O ZMIERZCHU 7

WIEDZA I WIARA

Wielu ludzi powiada, że te dwa pojęcia są niezmiernie od siebie odległe, zaś uczeni wprost kurczą się na dźwięk słowa „wiara”. Dlaczego tak się dzieje?

Otóż przede wszystkim dlatego, że wiara kojarzy nam się z kościołem i księdzem, czyli religią, co do której wielu z nas ma swój własny, subiektywny i specyficzny (żeby nie powiedzieć: negatywny) stosunek, a zwłaszcza do jej dogmatyzmu i ceremonializmu oraz mętnego i naiwnego wyjaśniania wiedzy o Bogu, którą z racji swojej pozycji powinna propagować. W tę wiedzę mamy po prostu ślepo wierzyć, nie kwestionując jej twierdzeń i nie zadając zbyt dociekliwych pytań na temat spraw wyglądających nieprawdopodobnie i śmiesznie w świetle zdobyczy współczesnej nauki i technologii. Wśród ludzi nauki niewielu jest takich, którzy akceptują ślepą wiarę, dlatego nawet ci, którzy co niedziela chodzą do kościoła, gdy przyjdzie co do czego, wolą wierzyć każdemu we wszystko co świeckie, byle tylko nie być posądzonym o „wierzenie”. Paradoks? Być może, ale po trochę głębszym zastanowieniu okazuje się, że wcale nie taki ewidentny. Tą religijną wiarą zajmiemy się jednak kiedy indziej.


Mamy zatem dwa „gatunki” wiary: religijną i świecką, wywodzące się z tej samej rodziny, czyli z jednej i tej samej WIARY. Ta „świecka” potrzebna nam jest w naszych spotkaniach z najprzeróżniejszymi aspektami życia, a głównie z wiedzą. Bez wiary nie da się nawet zacząć studiów nie mówiąc już o ich ukończeniu, jeśli bowiem nie będziemy dowierzać nauczycielom, to nasze wysiłki i trudy będą bezowocne, o ile w ogóle uda nam się posunąć chociażby o krok. Każdy krok na studiach to robienie założeń, że to co mówi wykładowca może być prawdą, że wzory, które pisze na tablicy, dadzą się w sposób namacalny udowodnić w praktyce. Założenie, że coś może być prawdą, jest zawsze pierwszym krokiem do sprawdzenia czy tak naprawdę jest i jest ono tym elementem wiary, bez którego ani rusz w procesie uczenia się czegokolwiek.

Prawdopodobnie nie istnieje ani jeden aspekt życia, gdzie wiara nie miałaby zastosowania. Kupując bilet na samolot wierzę, iż biuro podróży tak wszystko załatwi, że kiedy znajdę się przed okienkiem na lotnisku, wszystkie moje dane będą na komputerze, otrzymam właściwe miejsce oraz zamówione posiłki wegetariańskie. Wsiadając do samolotu oddaję swoje życie w ręce kompletnie obcych ludzi: pilotów i reszty załogi oraz mechaników obsługi naziemnej, którzy przygotowali samolot do lotu mającego trwać non-stop np. 12 godzin. Gdybym nie wierzył, że zostanę dowieziony bezpiecznie i w miarę wygodnie do celu, to albo w ogólne nie podjąłbym podróży, albo byłaby ona niezmiernie denerwująca i skończyłaby się zawałem serca. Gdyby nie nasza wiara, linie lotnicze, morskie i lądowe musiałyby zbankrutować, bo siedzielibyśmy w domu lub podróżowali piechotą. Lecz my wybierając się do restauracji wierzymy, że nas nie otrują; wjeżdżając na most wierzymy, że się nie zawali itd. Innymi słowy, gdyby nasze życie zostało pozbawione wiary, my jako ludzkie istoty w ogóle nie bylibyśmy w stanie funkcjonować.

Wiara i wiedza działają na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Bez założeń, że w szkole nauczą nas czegoś pożytecznego, nie zdobędziemy wiedzy – a zatem, zdobycie przez nas wiedzy jest uwarunkowane wiarą. Im bardziej będziemy wierzyć w wiedzę i kwalifikacje naszych wykładowców, im bardziej będziemy wierzyć w potęgę i obszary wiedzy, im bardziej będziemy wierzyć w siebie – tym lepsze osiągniemy wyniki i tym łatwiej, i więcej dostąpimy wiedzy. I odwrotnie – w miarę zdobywania wiedzy nasza wiara staje się coraz większa, mocniejsza, głębsza i doskonalsza.

Kiedy człowiek raz się przekona, że jakieś zwierzę jest koniem, to gdyby nawet cały świat mówił, że nie jest koniem, lecz osłem, on tylko wzruszy ramionami. Cały świat jest przeciwko niemu, ale on wie swoje. Lecz jeśli nie jest przekonany, tzn. nie wie na pewno, a jego wiara jest chwiejna lub przeciwnie – jest łatwowierny, kiedy dziesięć osób powie, że zwierzę jest koniem, on też powie, że jest koniem. Kiedy jednak dwadzieścia osób powie, że zwierzę jest osłem, on też będzie powtarzał, że jest osłem i nadal nie będzie pewien. Zapewne potrzebuje potwierdzenia następnych dwudziestu osób, żeby utwierdzić się w swoim przekonaniu. Jest to jeden z wielu powodów, że potrzebujemy autorytetu, prawdziwie kompetentnego nauczyciela, któremu nie tylko zaufamy, ale którego będziemy mieli możliwość osobiście sprawdzić.

Wiara wierze nierówna. Jeśli wiara opierać się będzie na kruchych podstawach niepewnej wiedzy, to postępowanie za nią może się skończyć smutno, czego doświadczył każdy, kto się zgubił w lesie lub na bocznych drogach podczas jazdy samochodem, ufając drogowskazowi na rozwidleniu dróg, który można tak ustawić, aby pokazywał obie drogi. Będziesz święcie wierzył, że jedziesz we właściwym kierunku, ale jeśli wybrałeś złą drogę, to nigdy nie dojedziesz do celu, bo każdy obrót kół będzie cię od niego oddalał.

Zamiast zatem polegać na samych drogowskazach, które raz mogą pokazywać jeden kierunek, a kiedy indziej inny, o wiele lepiej jest zaopatrzyć się w szczegółową mapę okolicy. Przestudiowanie mapy w celu zwiedzania terytorium samemu jest najlepszym wyjściem, ponieważ wtedy nie będzie żadnych wątpliwości co do właściwej trasy i jadąc nią można weryfikować drogowskazy. Oto metoda naukowa, która prowadzi od mapy, czyli wiary w fakty, do samych konkretnych faktów w postaci gór, pól i lasów.

Uczeni nie są w stanie wytłumaczyć, dlaczego nasze universum w ogóle jest, ani nawet nie potrafią powiedzieć, jak można by rozwiązać tę główną zagadkę egzystencji. Gdybyśmy mieli na tym poprzestać, to ludzkość byłaby skazana na wieczystą ignorancję co do najistotniejszej ze wszystkich kwestii: skąd się wzięliśmy i po co tutaj jesteśmy? Jeżeli uwierzymy nauce, że świat zaistniał dzięki bezprzyczynowemu przypadkowi pod tytułem „Big Bang” i był to faktycznie przypadek, to i życie samo w sobie musi być bezcelowym przypadkiem. Jeżeli nie było powodu naszego zapoczątkowania, to jakiż jest powód naszego istnienia i śmierci? Nauka próbuje nam wmówić, że tak na skalę kosmiczną, jak i na poziomie jednostki, narodzenie, życie i śmierć są wydarzeniami przypadkowymi i bez żadnego sensu. Mamy wierzyć w naukowy dogmat, że universum nie posiada żadnego określonego sensu poza tym, co sobie na własny użytek wyobrażamy. Tej wiary i prawdziwości tych twierdzeń nie możemy sprawdzić, bo są one niesprawdzalne – a są niesprawdzalne, bo są nieprawdziwe.

Tymczasem istnieje drugie wyjaśnienie i tu wkraczamy w domenę tej innej wiary – tej, której szanujący się uczony unika jak diabeł święconej wody. Odwieczna gnoza, czyli filozofia perenialna, a za nią wszystkie religie mówią, że i my, i to co mamy wszędzie dookoła zostało stworzone przez „Słowo” – moc, którą nazywają Bogiem. Stworzone – czyli przewidziane, zaplanowane i wykonane. Ponieważ wszystko istniejące pochodzi z jednej rzeczywistości i jest częścią tej rzeczywistości, to wszystko, co tutaj istnieje i wszystko co się dzieje posiada swoją przyczynę i skutek oraz cel i sens. W odróżnieniu od poprzedniego, ten aksjomat jest sprawdzalny.

I tak właśnie dotarliśmy do drogowskazu na rozstajnych drogach naszej egzystencji. Komu wierzyć? W którym kierunku iść? Oto jest pytanie!

Wynika z tego, że wiara jest przereklamowaną cnotą – pisze Brian Hines w książce „Życie jest sprawiedliwe”. W najlepszym razie jest obiecującą zapowiedzią prawdy – wekslem, który należy złapać i trzymać, zanim nie dostanie się twardej monety pewności. W najgorszym zaś razie, wiara daje wierzącemu iluzję posiadania czegoś konkretnego. Fatamorganę bierze się za rzeczywistość. A ponieważ różni ludzie często wierzą w zupełnie przeciwne sobie rzeczy, jakże często się zdarza, że niektóre wiary stoją na mocnych podstawach, inne zaś są bezpodstawne. Jak sprawdzić, kto ma rację? Odpowiedź brzmi: poprzez działanie – mamy coś robić, a nie spekulować siedząc z założonymi rękami.

Działanie jest metodą naukową, bez względu na to czy jest to nauka materialna, czy duchowa. Naukowa metoda sprawdzania hipotez polega na dochodzeniu do konkretnych wniosków na temat natury rzeczywistości, tak fizycznej, jak i metafizycznej. Jeśli mamy upewnić się co do właściwego kierunku i dokonać jakichś zmian w swoim życiu, powinniśmy szukać czegoś, co zainspiruje nas do dalszych, samodzielnych badań.

Często nie udaje nam się patrzeć na proste rzeczy w prosty sposób i sami sobie komplikujemy życie – tymczasem życie samo jest laboratorium, a każdy z nas jest badaczem. Każda myśl i działanie jest eksperymentem. Wyniki naszych wcześniejszych eksperymentów są wokół nas; są tym, co uważamy za siebie – za swoją osobowość, za swoje ciało, za swoje wady i zalety, za swoje sympatie i antypatie.

W tym świecie wiedzę uzyskujemy dwoma sposobami: poprzez percepcję, czyli bezpośrednie doświadczanie, doznawanie, które samo zawiera w sobie prawdę oraz poprzez wyciąganie wniosków z już istniejącej wiedzy kogoś, kto wcześniej czegoś bezpośrednio doświadczył. Naturalnie, choć ta pierwsza wiedza jest bardziej godna zaufania niż druga, to jednak obie są potrzebne, bo ta druga, najczęściej będąca tzw. „wiedzą książkową”, jest zarówno teorią prowadzącą do praktyki, jak i inspiracją do sprawdzania, czyli bezpośredniego doświadczania samemu. To tak jak w szkole – najpierw słuchamy nauczyciela i czytamy książki, a następnie idziemy sprawdzać usłyszane i przeczytane słowa do laboratorium. Aby jednak dało się połączyć te dwie metody, musi być pomiędzy nimi element wiary.

Jak wyżej powiedziano, w miarę odkrywania wiedzy udowadniamy sobie coraz więcej faktów, w które dotąd jedynie wierzyliśmy i to niekoniecznie dlatego, że nas obiektywnie przekonywały, ale np. dlatego, że subiektywnie podkochiwaliśmy się w profesorce. Kiedy jednak sprawdzimy bezpośrednio sami, nasza wiara już nie będzie polegać na tak kruchych podstawach.

Jeżeli dany fakt został stwierdzony przez jakiś zaufania godny autorytet z przeszłości, to można weń wierzyć, a przynajmniej zrobić założenie. Jeżeli współczesne autorytety to podtrzymują, to wiara staje się pewniejsza. Kiedy jednak ten sam fakt zostanie potwierdzony osobistym doświadczeniem człowieka, wówczas element zwątpienia, który zawsze towarzyszy wierze, znika i to, co było faktem dla dawnych i jest faktem dla współczesnych autorytetów, staje się faktem również dla niego. Dla wierzącego wartość autorytetu lub wierzenia polega na dokonaniu eksperymentu w sposób rekomendowany przez ten autorytet i sprawdzeniu tego wierzenia. Jeżeli wynik wychodzi tak, jak oczekiwano, wierzenie staje się faktem dla eksperymentatora, a autorytet staje się niepodważalnym autorytetem. Naturalnie, na identycznej zasadzie i tak samo eksperymentalnymi metodami można podważyć i obalić autorytet.

Tak więc sama wiara nie prowadzi do miejsca przeznaczenia, ale wiara pomaga praktykować, czyli doświadczać i sprawdzać – upewniać się. Bez wiary praktyka jest niemożliwa, bez wiary nie można jechać swobodnie z pełną szybkością. Wprawdzie to jazda z pełną szybkością doprowadza do celu, ale wiara pomaga jechać swobodnie, bez wahania i pewnie. A wtedy na każdym etapie będziemy sobie mogli odpowiadać na kolejne pytania – na te najistotniejsze pytania naszej egzystencji. I wtedy będziemy coraz bardziej ugruntowywać się w przekonaniu, że zarówno ten świat, jak i nasze życie naprawdę mają sens – ten głębszy, duchowy sens, który można dostrzec i rozpoznać wyłącznie z wyższego pułapu poszerzonej świadomości. I wówczas będziemy wiedzieli, co robić, aby utrzymać ten sens również i na tym materialnym poziomie tak długo, jak długo będziemy tu żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz